Wydarzenia Bielsko-Biała

Cmentarze są przepełnione. To problem wielu miejscowości w naszym regionie

Fot. Marcin Płużek

Na podbeskidzkich cmentarzach zaczyna brakować miejsca na kolejne pochówki. Problem widoczny jest w wielu miejscowościach regionu. Samorządowcy mają problem. Budowa nowych nekropolii wiąże się z ogromnymi kosztami. Prostym rozwiązaniem byłoby spopularyzowanie pochówków urnowych.

W jednym grobie można złożyć kilka czy nawet kilkadziesiąt urn. W przypadku tradycyjnego pochówku można w nim umieścić najwyżej dwie trumny, a ponownie ciało można tam złożyć dopiero za 20 lat. Urn nie tylko można „zmieścić” w jednym grobie wiele. Kolejne można dołożyć dosłownie nazajutrz po wcześniejszym pogrzebie.
Problem w tym, że osoby starsze, żyjące w niewielkich społecznościach, kultywujący tradycyjne wartości nie chcą słyszeć, aby ich ciało zostało zostało po śmierci spopielone. W dużych miastach wygląda to inaczej. W Bielsku-Białej na największym w mieście cmentarzu komunalnym ponad 70 procent pogrzebów stanowią już pochówki urnowe.
– W wioskach, a nawet niewielkich miastach wciąż królują tradycyjne pogrzeby. Rodzina przychodzi i z góry zaznacza, że taka byłą wola zmarłego. A wola zmarłego to dla nich świętość, więc spopielenie ciała nie wchodzi w rachubę – przyznaje właściciel jednego z bielskich zakładów pogrzebowych z wieloletnią tradycją. – Zdarza się czasami, że ktoś daje się przekonać – przyznają w innym z bielskich zakładów pogrzebowych. Przemawia do nich najczęściej praktyczność takiego rozwiązanie. W ostatnich latach coraz częściej rodziny osób zmarłych, pochowanych już dawno temu, gdzieś daleko na terenie Polski, decydują się na ekshumację szczątków, ich spopielenie i ponowne pochowanie urny już na miejscu, w rodzinnym grobie na cmentarzu blisko ich domu. Aby odwiedzić grób babki czy dziadka nie trzeba wtedy jeździć na drugi kraniec kraju.
Wydawało się, że okres pandemii zmieni tę niechęć do kremacji. Wzrosła znacząco liczba spopieleń. Teraz jednak sytuacja wróciła do normy. Widać to w statystykach spopielarni działającej na cmentarzu komunalnym w Bielsku-Białej. W ubiegłym roku skremowano tam blisko 700 ciał. W tym roku szacuje się, iż kremacji będzie około 550. A te dane nie oddają do końca istoty problemu. O około 60 proc. spadła bowiem liczba spopieleń ciał przywożonych do kremacji spoza miasta – z okolicznych gmin. To oznacza, że w Bielsku pochówków urnowych z roku na rok przybywa, ale poza stolicą Podbeskidzia tak się nie dzieje. Krematorium na cmentarzu komunalnym jest w stanie spopielić w ciągu roku około 2 tys. ciał. Gdyby wykorzystać tylko te moce, to problem braku miejsca na cmentarzach zostałby rozwiązany.
Skąd niechęć tradycyjnych społeczności do tego typu pochówków? – To między innymi skutek doświadczeń wojennych, bo nie możemy zapomnieć o krematoriach, chociażby tych w obozie zagłady w Oświęcimiu. Kremacja bardzo źle się nam kojarzy starszym pokoleniom, doświadczonych traumą powojenną – zauważa socjolog dr Joanna Wróblewska-Jachna z ATH w Bielsku-Białej. Dodaje, że „popularność” tradycyjnych „katolickich” pochówków wynika też z tradycji religijnej. Nie chodzi o samą wiarę, lecz właśnie o tradycję. – Ciało zmarłego traktowane jako sacrum zabierane było do domu, rodzina myła zwłoki, a następnie krewni, znajomi i sąsiedzi modlili się wspólnie przy trumnie. W ten sposób oswajano śmierć, wspierano w żałobie, otaczano troską w ramach wspólnoty lokalnej. Po obrzędach liturgicznych odprowadzano gromadnie trumnę z ciałem na cmentarz – wyjaśnia. W jej ocenie w tradycyjnych wiejskich środowiskach – szczególnie w głęboko religijnych rodzinach wielopokoleniowych – nadal pielęgnowane są tradycje związane z takim pochówkiem.
Ludzie z branży funeralnej wspominają jak przed laty, gdy w Polsce kremacji w praktyce jeszcze nie było, a do kraju trafiały już z zagranicy spopielone ciała zmarłych, aby pochowano je w ojczyźnie, urnę z prochami umieszczano w trumnie i wyprawiano tradycyjny pogrzeb. Było to swoiste połączenie tradycji z nowoczesnością. Cytowany już właściciel zakładu pogrzebowego przyznaje, że takie pogrzeby zdarzają się jeszcze dzisiaj, choć rzadko.
To, że w czasie pandemii z dnia na dzień zmieniły się preferencje pogrzebowe Polaków, nawet tych sceptycznie nastawionych do takich pochówków nie dziwi socjologów. – W tamtym czasie ludzie byli bombardowani komunikatami, które wzbudzały lęk, kremacja była zalecana i dotyczyła nie tylko ciała, ale także rzeczy zmarłego. Upowszechniano przekonanie, że jeżeli osoba zmarła na Covid zostanie skremowana, to jej ciało nie będzie stwarzać zagrożenia dla innych. Takie postępowanie ze zwłokami powodowało, że służby medyczne, rodzina, pracownicy zakładów pogrzebowych mogli poczuć się bezpieczniej. Covid postrzegany były przecież jako wielkie niebezpieczeństwo, szczególnie na początku pandemii. Gdy zagrożenie minęło ludzie wrócili do dawnych tradycji – tłumaczy doktor Wróblewska-Jachna.
Właściciel zakładu pogrzebowego zauważa, że nawet w tych tradycyjnych społecznościach powoli zmienia się nastawienie do pogrzebów urnowych. Coraz częściej rodziny decydują się na spopielenie ciała. Bywa, że z pragmatycznych pobudek. Jeśli na przykład zmarły ma być pochowany na cmentarzu, ma którym trudno o nowe miejsce, a rodzina ma tam jakiś grób, to kremacja jest jedyną możliwością, aby prochy mogły tam spocząć.
– Ludzie na wsiach powoli zaczynają oswajać się do takim pochówków. Zwłaszcza, że Kościół nie ma nic przeciwko spopielaniu zwłok – podkreśla właściciel zakładu pogrzebowego. Kodeks kanoniczny mówi jasno, że Kościół usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał zmarłych. Nie zabrania jednak kremacji, jeśli nie została wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej. Spopielone ciało powinno być jednak pogrzebane w „uświęconym” miejscu, czyli – mówiąc najprościej – na cmentarzu. Tu też nie ma konfliktu z istniejącymi przepisami, bo polskie ustawodawstwo dopuszcza (jak na razie) wyłącznie pochówek urn na terenie cmentarzy.
– Jeszcze jakieś 30 lat temu starsi księża byli raczej przeciwni kremacjom. Ale to już minęło. Tamci księża przeszli na emerytury, a ich następcy nie robią przeszkód – przyznają osoby z branży funeralnej. Tę zmianę podejścia księży do kremacji można było zaobserwować zresztą już wcześniej. Jeden z naszych rozmówców wspomina proboszcza z jednej z podbielskich miejscowości. Początkowo był przeciwnikiem pochówków urnowych, gdy jednak na parafialnym cmentarzu zaczęło brakować miejsca, sam zbudował tam kolumbarium.
Co może przyspieszyć zmiany kulturowe w społeczeństwie w podejściu do kremacji? – Nowe zwyczaje pogrzebowe mogą upowszechnić się stosunkowo szybko – twierdzi Joanna Wróblewska-Jachna. Zauważa, że młodsze pokolenia już w chwili obecnej mają różne oczekiwania. Z kolei zmiany związane z formami pochówku w przypadku starszego pokolenia mogą inicjować księża. Jeśli będą zachęcać do kremacji i wyjaśniać, jakie są tego powody, z pewnością starsze osoby (dzisiaj oporne) rozważą możliwość spopielenia swojego ciała po śmierci.
Dobrą motywacją mogłyby być pieniądze. Panuje przekonanie, że pogrzeb urnowy jest tańszy od tradycyjnego, ale w praktyce zorganizowanie pogrzebu urnowego kosztuje podobnie. Wszystko przez wysokie koszty opłat miejsca na pochówek na cmentarzach, bez względu na to, czy chodzi o urnę czy trumnę. Na przykładzie cmentarza komunalnego w Bielsku-Białej wygląda to tak: Koszt zakupu trumny do kremacji plus sama kremacja to okoo 1100 zł. Do tego dochodzi zakup urny – co najmniej 400 zł, plus przygotowanie miejsca pochówku – około 500 zł.
W przypadku tradycyjnego pogrzebu na zakup trumny i wykopanie grobu trzeba przeznaczyć około 2500 zł. Czyli koszty w obu przypadkach są tu porównywalne. Opłata cmentarna za grób ziemny jest taka sama dla urny, jak i trumny.
– Należy jednak  pamiętać, że koszty te, w przypadku pochówków urnowych, ponosi się tylko za pierwszym razem, gdy wykupujemy miejsce na cmentarzu. Później w takim opłaconym grobie (grobowcu czy kolumbarium) można składać kolejne urny bez ponoszenia jakichś większych kosztów. Po kolejnym pogrzebie uzupełnia się jedynie opłatę, tak aby miejsce było opłacone na pełne 20 lat – wyjaśnia Tomasz Kanik, kierownik cmentarza komunalnego. To oznacza, że dopiero kolejne pogrzeby urnowe – gdy rodzina ma już wykupione miejsce na cmentarzu – kosztują mniej niż tradycyjny pochówek. Gdyby kremacja – tak jak to jest w wielu innych krajach – była wyraźnie tańsza od tradycyjnego pogrzebu, wiele osób z pewnością chętniej decydowałoby się na taki właśnie pochówek.
Kremacja wydaje się więc społeczną potrzebą. Bez tego nie uda się rozwiązać problemu przepełnionych cmentarzy. Oczywiście można wielkim kosztem budować kolejne nekropolie, lecz zdaniem demografów nie tędy droga. Społeczeństwo się starzeje, coraz więcej osób umiera, za kilkanaście lat ludzi będzie znacznie mniej. Na cmentarzach też nie będzie przybywać tylu nowych grobów, co obecnie. W przyszłości nie będzie potrzeby przeznaczania pod pochówek aż takich przestrzeni jak obecnie. Nowe cmentarze mogłyby więc okazać się niepotrzebne. Kremacja to optymalne rozwiązanie, aby do tego czasu na istniejących nekropoliach miejsca dla zmarłych nie zbrakło.

google_news
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Samiec Sigma
Samiec Sigma
1 rok temu

W zapychaniu cmentarzy sprawdzili się świetnie lekarze covidowi (czytaj: łowcy skór), nieprzyjmując do szpitala chorych co nie mieli covida. Ale kozioł ofiarny wiadomo jaki.

Konrad
Konrad
1 rok temu

Chcę zrozumieć…

Ola
Ola
1 rok temu

Powinno sie palić i wszystkich do jednego grobu rodzinnego a nie budować pałace na pokaz za takie coś opłata 1000 zł co roku.