Dacia duster
Wydarzenia Bielsko-Biała

Ponad sześć lat polskich spalarni. Co mówią w Poznaniu, Bydgoszczy i Białymstoku?

Bydgoszcz. Fot. ProNatura sp. z o.o.

Działalność spalarni bywa demonizowana. Na ich temat krąży wiele mitów. Dlatego w ubiegłym roku odwiedziliśmy Bydgoszcz, Poznań i Białystok, żeby sprawdzić, jak takie instalacje sprawdzają się w praktyce.

Mieszkańcy dali się przekonać

Planowana w Wapienicy budowa instalacji jest na tym etapie, który te znaczące polskie miasta przeszły nawet i dekadę temu. Wszystkie zmagały się z protestami, obawami i uwagami. I, podobnie jak w Bielsku-Białej, prowadziły szeroką zakrojoną dyskusję z mieszkańcami.

– Sam pomysł budowy Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych pojawił się już w 2006 roku, gdy po raz pierwszy prezydentem został ekonomista i naukowiec Tadeusz Truskolaski. To wtedy opracowano strategię, która tak wiele zmieniła na lepsze w Białymstoku. A trzeba pamiętać, że wtedy był to pomysł bardzo odważny i niepopularny społecznie – wspomina Zbigniew Gołębiewski, rzecznik miejskiej spółki LECH, która w imieniu miasta Białystok zarządza instalacjami zagospodarowania odpadów komunalnych.

– Gdy udowodniono, że instalacja nie będzie wpływać negatywnie ani na środowisko, ani na komfort życia, mieszkańcy powiedzieli: „dobrze, stwórzmy ją, ale musi być i dla nas jakaś korzyść” – pamięta Szymon Cegielski, dyrektor zakładu w Poznaniu i członek zarządu spółki PreZero Zielona Energia. Do tematu przystąpiono więc w sposób pragmatyczny, a tamtejsza instalacja jest jedyną, zrealizowaną na mocy umowy o partnerstwie publiczno-prywatnym.

– Nasz zakład, razem z innymi dużymi podmiotami, mieści się z dala od zabudowań. Jednak muszę podkreślić – co potwierdza sześcioletnie doświadczenie i co potwierdzają wszystkie dane – w żaden sposób nie obniżyłby komfortu życia mieszkańcom, nawet wtedy, gdyby funkcjonował bliżej centrum miasta – to opinia Tomasza Gulczewskiego, dyrektora Zakładu Termicznego Przekształcania Odpadów Komunalnych w Bydgoszczy. I tam długo dyskutowano ze społeczeństwem, zanim podjęto decyzję.

Poznań. Fot. PreZero sp. z o.o.

Bogatsi o doświadczenie

– Staram się śledzić informacje na temat planów budowy spalarni w Bielsku-Białej. Mogę zapewnić, że w każdym mieście była to wręcz droga przez mękę. Najlepiej obrazują to liczby i daty. Przecież w Białymstoku budowa trwała dwa razy krócej niż cała procedura! Dlaczego tak długo? Mieliśmy aż 44 protesty organizacji ekologicznych. Wszystkie trafiły do sądu i wszystkie zostały oddalone. Udowodniliśmy przed sądem, że instalacja nie będzie miała negatywnego wpływu na środowisko, co potwierdziło siedem lat jej działania. Dziś już nikt nie protestuje, bo i nie ma czego oprotestowywać. Raporty z działalności jasno pokazują, że instalacja jest bezpieczna i przynosi korzyści całemu miastu – stwierdza Zbigniew Gołębiewski.

– Dzisiaj w Bydgoszczy nikt nie powie, że szkoda, iż zbudowaliśmy spalarnię. Powiem więcej, żaden z ośmiu polskich samorządów tego nie powie. Wszyscy, którzy zrealizowali takie inwestycje, cieszą się z tego powodu. Gdyby nie spalarnie, samorządy musiałyby wdrażać drogie, tymczasowe i pseudoekologiczne rozwiązania. Mieszkańcy ponosiliby znacznie wyższe koszty za odpady, byłoby więcej dzikich wysypisk śmieci – wylicza Piotr Kurek, kierownik Biura Promocji i Komunikacji Społecznej w Międzygminnym Kompleksie Unieszkodliwiania Odpadów ProNatura.

Wyobraźmy sobie, że mieszkańcy Poznania uwierzyliby przeciwnikom spalarni i zablokowali jej budowę. Jak dziś wyglądałaby rzeczywistość tego miasta pod kątem gospodarki odpadami? – Musielibyśmy znaleźć instalację, która zagospodarowałaby nasze odpady zgodnie z obowiązującymi przepisami i normami – a tych w aglomeracji powstaje dziennie ok. 900 ton. W praktyce musielibyśmy wozić odpady po całym kraju, a mieszkańcy płaciliby więcej. To, że mamy spalarnię, pozwala miastu na zapanowanie nad podwyżkami cen za odpady – wskazuje dyrektor ITPOK w Poznaniu. – A z czym musielibyśmy się zmierzyć, gdybyśmy w tym momencie zamknęli zakład, do którego dziennie przyjeżdża 160 samochodów z odpadami? Nagle na ulicy zostaje 900 ton odpadów dziennie, z którymi nie ma co zrobić… – uzupełnia.

– Jesteśmy otwarci dla mieszkańców. Ludzie przyjeżdżają zwiedzać obiekt z różnym nastawieniem. Gdy go lepiej poznają, zapoznają się z faktami, liczbami i raportami, to nagle strach znika. Spalarnia jest obiektem, który został przez mieszkańców zaakceptowany, tym bardziej, że ma wpływ na niższą cenę odbioru odpadów i działa bez problemów – ocenia Zbigniew Gołębiewski. – Gdybyśmy nie dysponowali obecnym systemem gospodarowania odpadów, mieszkańcy musieliby płacić za odbiór odpadów znacznie więcej. A tak mamy jedne z najniższych stawek w kraju i cieszymy się niezależnością. To inni się dzisiaj martwią, co zrobić ze swoimi odpadami i jak poradzić sobie z szybko rosnącymi kosztami zagospodarowania odpadów komunalnych – uzupełnia rzecznik białostockiej spółki.

Białystok. Fot. LECH sp. z o.o.

Wskazówki dla bielszczan

Co w Bydgoszczy radzą mieszkańcom Bielska-Białej? – Muszą mieć świadomość, że bez spalarni trzeba będzie płacić drakońskie kary, składowisk nie będzie można powiększać w nieskończoność, a odpady zmieszane i tak będą trafiać do spalarni. Tylko trzeba będzie szukać chętnej spalarni – być może – na drugim końcu kraju. I zaakceptować cenę, jaką ta podyktuje. Ci, którzy wybudują spalarnie w pierwszej kolejności, będą mieli ogromną przewagę pod względem kosztów, niezależności i – co do niektórych jeszcze nie dociera – ekologii. Bo czy ekologiczne będzie wożenie śmieci kilkaset kilometrów, jeśli można je bezpiecznie zamienić na energię w miejscu ich wytworzenia? – zwraca uwagę dyrektor bydgoskiego zakładu Tomasz Gulczewski. – My już te kwestie mamy za sobą i dziś nie myślimy o bieżących problemach reszty kraju, tylko rozwijamy nasz system gospodarowania odpadami na równi z wzorcami Europy Zachodniej – puentuje Konrad Mikołajski, prezes zarządu ProNatury.

Jakie wskazówki dla bielszczan ma z kolei Szymon Cegielski, który dobrze się orientuje w kwestii potencjalnej budowy w Bielsku-Białej i dyskusji na ten temat? – Mogę jedynie służyć radą i bazując na posiadanym doświadczeniu zasugerować, by nie obawiali się nowoczesności, z jaką mamy do czynienia w spalarniach tylko dlatego, że o instalacjach krążą nieprawdy. Przeciwnicy operują wybiórczo danymi, a my faktami i raportami z wieloletniej pracy takich instalacji. To twarde dane z rzeczywistej eksploatacji. A te jednoznacznie świadczą o bezpieczeństwie i korzyściach dla wszystkich – przekonuje dyrektor poznańskiego zakładu. – Już dziś widzimy, że te miasta, które szybko zdecydują się na budowę spalarni, unikną problemów z zagospodarowaniem odpadów, gigantycznych kar, logistycznej zapaści i podwyżek. W Europie wszyscy o tym wiedzą, bo lada chwila spalarni będzie już pół tysiąca – dodaje.

– Ponad 10 lat temu podjęliśmy decyzję o budowie spalarni odpadów w Białymstoku. Bardzo trudna inwestycja i bardzo trudna droga, jeśli chodzi o względy formalne. Ale też sama procedura budowy była skomplikowana, no i oczywiście źródła finansowania. W tej chwili jest to ogromny sukces miasta, bo do tego doszła nowoczesna sortownia, co oznacza, że mamy może jeden z najnowocześniejszych systemów gospodarki odpadami w Polsce, a jednocześnie możemy pochwalić się niskimi cenami odbioru odpadów – o białostockiej rzeczywistości mówi prezydent Tadeusz Truskolaski.

Materiał został opłacony przez Zakład Gospodarki Odpadami w Bielsku-Białej.

google_news