Wydarzenia Cieszyn

Z Cieszyna nad Bałtyk

Lubią aktywny wypoczynek i w ten sposób spędzają każdą wolną chwilę. O wyprawie rowerowej nad polskie morze myśleli już od dawna, ale wreszcie udało im się wcielić w życie ten trochę szalony pomysł. Bogusława Donocik wraz z synem Kubą i jego kolegą Grzegorzem Niemczykiem w osiem dni pokonali 800-kilometrową trasę łączącą nadolziański gród z Bałtykiem. Są przeszczęśliwi!

– Wyruszyliśmy podekscytowani i na luzie, bo przynajmniej na początku jechaliśmy przez tereny, które były nam znane. Wiedzieliśmy, że to będzie wspaniała przygoda, a za każdym zakrętem będzie na nas czekać coś nowego – mówi Bogusława Donocik. Pakując się, myśleli o tym, aby brać ze sobą tylko potrzebne rzeczy, po pierwsze dlatego, że chcieli mieć jak najlżejsze rowery, a po drugie – zwyczajnie nie mieli zbyt dużo miejsca w sakwach. Nie brali ze sobą plecaków, ponieważ woleli oddać ich wagę rowerowi, oszczędzając swoje kręgosłupy. – Od samego początku przygotowaniom towarzyszył lekki stres. Jeszcze na dzień przed wyjazdem musiałem odwiedzić serwis rowerowy w celu zakupienia paru niezbędników, czyli łyżek do opon, skuwacza do łańcucha i smaru. Przed ekspedycją trochę więcej jeździliśmy rowerami, aby przyzwyczaić się do twardych siedzeń – śmieje się Kuba Donocik.

W drodze nad morze wybierali mniej uczęszczane drogi i trasy wiodące przez lasy, a także ścieżki rowerowe, dzięki czemu nie dali się pochłonąć asfaltowej monotonii, a różnorodność widoków sprawiała, że kilometry szybciej leciały. – Nie myślałem o tej podróży jak o jakiejś wielkiej rzeczy. Nie miałem takiego poczucia. Kiedy wyjechaliśmy z dworca w Cieszynie, wydawało mi się, jakbym wybierał się na zwykłą, jednodniową wycieczkę. Takie wrażenie miałem przez pierwsze siedem dni i dopiero ósmego obudziłem się z myślą, że to już dziś. To dziś dojadę rowerem nad morze, odpocznę i będę mógł powiedzieć sobie, że przejechałem całą Polskę na dwóch kółkach – opowiada Grzegorz Niemczyk.

Na trasie spotykali wielu ludzi, którzy z zaciekawieniem pytali, skąd jadą i gdzie. Cieszyły ich życzliwe słowa wsparcia, a nawet troska, jaką wykazywali przypadkowo spotkani ludzie, na przykład zmęczeni żniwami w słońcu rolnicy. Mijali ogromne pola słoneczników, kukurydzy, buraków cukrowych, zbóż i kapusty, niekończące się sady. Przejeżdżali przez wioski, gdzie w promieniu 15-20 kilometrów nie było żadnego sklepu spożywczego, nie mówiąc już o restauracji.

– Na początku wyprawy zachwycaliśmy się każdym spotkanym bocianem. Potem było ich tyle, że traktowaliśmy ich jako kompanów podróży. Po drodze odnajdowaliśmy zapomniane jeziora, zarośnięte trzciną stawy, łąki z makami. Zachwycaliśmy się nazwami miejscowości: Garnek, Skrzynki, Trąbki, Miłość… Odwiedziliśmy też najbogatszą gminę w Polsce zwaną polskim Kuwejtem, czyli Kleszczów. Na każdym dachu są tam zamontowane solary, a asfalt na drodze wydaje się bardziej gęsty. Do tego piękne klomby, rabatki, porządne ścieżki rowerowe, dobre szkoły – opowiada Bogusława Donocik. W pamięć na pewno zapadnie im także wjazd do Torunia, który oszołomił ich intensywnym zapachem pieczonych pierników. Można sobie wyobrazić, co się działo w głowach i żołądkach wygłodniałych cyklistów…

Kiedy dobiegał finał rowerowej wyprawy, na wyścigi wyglądali zielonej tabliczki z napisem „Gdańsk”. Miasto przywitało ich słoneczną pogodą, cudną plażą w Brzeźnie i szumem morza, w którym od razu się zanurzyli. – I jechaliśmy tu tylko po to, żeby zobaczyć ten kawałek wody? To zdanie padło po wejściu na plażę, ale nikt oczywiście nie brał go na poważnie. Po przejechaniu takiego kawału drogi można pomyśleć „nigdy więcej”, ale i tak wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i za jakiś czas znowu zachce się nam przygody – dodaje Kuba Donocik. Do Cieszyna, a konkretnie Goleszowa, wrócili już pociągiem. Na dworcu czekał na nich kolega, Kuba Giecek, który zgotował przyjaciołom iście królewskie przyjęcie, zaskakując ich… butelkami zimnej czeskiej Kofoli.

Nasi rozmówcy dziękują wszystkim za dobre słowa, trzymanie kciuków i autentyczną radość na wieść, że osiągnęli cel. Mają chęć na kolejne wyzwania. W przyszłości chcieliby objechać na dwóch kółkach Tatry, poznać ścieżki rowerowe na wschodzie Polski i każdy zakątek Beskidu Niskiego, przejść Główny Szlak Beskidzki, a nawet wybrać się rowerem nad Morze Śródziemne. Życzymy powodzenia w realizacji kolejnych marzeń!

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Wojtek
Wojtek
4 lat temu

Wielki szacunek . Mnie też chodzi po głowie taka wyprawa i chyba dzięki waszej zacznę przygotowania na przyszłe wakacje. Pozdrawiam i gratuluję