Wydarzenia Bielsko-Biała

Zakręt (nie) dla idiotów

Jak poprawić bezpieczeństwo w rejonie tak zwanego „zakrętu idiotów” lub – jak mówią inni -„zakrętu śmierci” w ciągu drogi ekspresowej S52 (S1) w Bielsku-Białej? To pytanie zadają sobie od kilku lat zarówno służby drogowe, jak i zwykli kierowcy.

Kierowcy podróżujący wschodnią obwodnicą Bielska-Białej doskonale to miejsce znają. Droga biegnie tam po łuku, który w pewnym momencie ostro zakręca o około 90 stopni. Na ekspresówkach raczej się takiego czegoś nie spotyka. Stąd problemy i wypadki. Wystarczy bowiem nieco mocniej przycisnąć na gaz, aby wylądować w barierkach. Niebezpiecznie jest szczególnie wtedy, gdy jezdnia jest mokra. Zakręt zbiera wtedy największe żniwo. W ciągu ostatnich czterech lat doszło tam już do ponad 120 zdarzeń drogowych – jak określa to enigmatycznie policja. W większości były to kolizje i skończyło się jedynie na uszkodzeniu czy rozbiciu auta. Były jednak i poważniejsze wypadki, w tym te najtragiczniejsze. Ze statystyk wynika, iż śmierć w tym miejscu poniosły już trzy osoby!

TYMCZASOWA ZMORA

To, że ekspresówka jest tak „bezsensownie” poprowadzona, wynika z bardzo prozaicznej przyczyny. Otóż w tym miejscu ma powstać ogromny węzeł komunikacyjny, w którym trasa S52 ma łączyć się z projektowaną dopiero drogą ekspresową S1 Mysłowice – Bielsko-Biała. W dalszej perspektywie ma tam również dochodzić zapowiadana od wielu lat Beskidzka Droga Integracyjna Bielsko-Biała – Kraków (S52). Dlatego projektując obwodnicę wyprofilowano jej przebieg tak, aby w niedalekiej przyszłości można było łatwo połączyć ją z nowymi drogami. Niedalekiej, bo miało być to rozwiązanie tymczasowe. Zgodnie z pierwotnymi założeniami szosa S1 powinna powstać już dawno i sprawy by nie było. Wszystko potoczyło się jednak inaczej i droga do Mysłowic jest nadal w sferze projektów. Teraz mówi się, że ma powstać do 2023 roku, z perspektywą do roku 2025. Czyli nie prędko. Dlatego „zakręt idiotów” – zanim stanie się elementem wielkiego bezkolizyjnego skrzyżowania – jeszcze długo będzie zmorą kierowców. Swoimi pomysłami, jak zakręt-niespodziankę uczynić bezpieczniejszym, podzielił się z opinią publiczną bielski radny Karol Markowski. Jednocześnie – w formie interpelacji – zwrócił się do władz miasta, aby podjęły działania wobec Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, w celu poprawy bezpieczeństwa na feralnym jej odcinku. Radny proponuje, aby wyposażyć to miejsce w dodatkowe elementy infrastrukturalne. Między innymi chce, aby zamontowano tam tablicę oznaczającą tak zwany „czarny punkt” z informacją o liczbie wypadków oraz ofiar śmiertelnych. Chce też, aby przed zakrętem namalowano na jezdni czerwone poprzeczne pasy w celu uspokojenia ruchu, a także aby ustawiono znaki o zmiennej treści „Uwaga Niebezpieczeństwo!”. Jego propozycje idą jeszcze dalej. Sugeruje, aby do czasu wybudowania węzła komunikacyjnego zawęzić w rejonie zakrętu ruch z obecnych dwóch pasów do jednego (w obu kierunkach) oraz ustawić tak zwane znaki kierujące, wytyczające skrajnię drogi (U21).

 

PATRZCIE NA ZNAKI!

 

Oczywiście wszystko, co ma wpływ na poprawę bezpieczeństwa ruchu – może z wyjątkiem pomysłu zwężania jezdni, który przyniósłby z pewnością więcej szkód niż pożytku – warte jest rozważenia. Jednak można mieć wątpliwości, czy dodatkowe oznaczenia coś pomogą. Wydaje się bowiem, że to, co się tam dzieje, jest obrazem znacznie większego problemu niż tylko złego wyprofilowania drogi. Bo co prawda łuk w tym miejscu jest bardzo ostry, lecz zakręt można bez trudu i bezpiecznie pokonać. Wystarczy tylko patrzeć na znaki! Dojeżdżając do tego miejsca, kierowcy widzą już z daleka pulsujące nad szosą żółte światła, sygnalizujące, że należy zachować szczególną ostrożność. Później pojawiają się kolejne oznaczenia. Najpierw znaki informujące o zbliżającym się niebezpiecznym zakręcie (ustawione po obu stronach szosy) oraz oznaczające koniec drogi ekspresowej. Należy więc zwolnić. Później jest jeszcze bardziej stanowczo. Najpierw – przy i nad drogą – na specjalnych stelażach zamontowano znaki ograniczenia prędkości. Początkowo do 80, a później – kolejny rząd znaków – do 60 kilometrów na godzinę. Jadąc z taką prędkością na pewno z drogi nie wypadniemy. Problem polega na tym, że większość kierowców gna tam na złamanie karku, jakby żadnych ograniczeń nie było. Tymczasem nie da się tych wszystkich oznaczeń nie zauważyć. Bo ten, kto ich nie widzi, nie powinien siadać za kierownicą, lecz udać się do okulisty. Po prostu kierowcy ignorują ustawione tam znaki. Można więc zakładać, że tak samo będą ignorować dodatkowe oznaczenia i jak do tej pory – rozbijać się na barierkach.

 

Lekceważenie przepisów ruchu drogowego to bardzo powszechne zjawisko na polskich drogach. Króluje na nich brawura, głupota oraz brak poszanowania dla innych (jeśli ktoś nie wierzy, niech obejrzy „drogowe” filmiki w Internecie). Właściwie już tylko „frajerzy” przestrzegają dozwolonej prędkości. Większość ma to gdzieś, a tych nielicznych, którzy jeszcze na znaki zwracają uwagę, traktuje z buta. Dodatkowe ograniczenia na wiele się więc nie zdadzą, jeśli kierowcy nie zaczną przestrzegać przepisów…

google_news