Wydarzenia Bielsko-Biała

Gruźlica atakuje, Bystra nie przyjmuje

Gruźlica to bardzo groźna, potencjalnie śmiertelna choroba zakaźna. I choć wydawało się, że dzięki postępom w medycynie, profilaktyce oraz szczepieniom ochronnym udało się ją powstrzymać, czy wręcz całkowicie zwalczyć, to jednak powróciła. Co roku odnotowywane są kolejne przypadki jej występowania. Także w Bielsku-Białej. Ale na Podbeskidziu chorzy na gruźlicę nie otrzymają już pomocy.

Globalna zmora

Jeszcze 100 lat temu gruźlica dziesiątkowała mieszkańców Europy. Była jedną z głównych przyczyn zgonów i prawdziwą zmorą ówczesnego świata. Przełom nastąpił dopiero na początku XX wieku, po tym jak Robert Koch odkrył wywołującego tę chorobę prątka gruźlicy. Pozwoliło to na opracowanie szczepionki przeciwgruźliczej (stosowanej powszechnie od lat 20. ubiegłego wieku), a następnie pierwszych skutecznych leków do walki z tym schorzeniem. W efekcie tych działań gruźlicę udało się w praktyce wyrugować zarówno z katalogu chorób zagrażających ludzkości, jak i ze świadomości społecznej. I gdy gruźlica stała się już tylko niemiłym wspomnieniem z dawno minionych lat, powtórnie dała o sobie znać. Nie odpuściła i w połowie lat 80. ubiegłego stulecia zaatakowała ponownie. W roku 1993 Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ponownie uznała gruźlicę za chorobę stanowiącą globalne zagrożenie zdrowotne.

Z prątkami gruźlicy możemy mieć kontakt wszędzie tam, gdzie gromadzą się ludzie. W sklepie, w szkole, autobusie, kinie, na zatłoczonej ulicy, stadionie. Wystarczy, że wśród przebywających w takim miejscu znajdzie się ktoś chory – czyli osoba prątkująca. Gruźlica przenoszona jest bowiem drogą kropelkową. Gdy osoba chora kicha, kaszle, mówi, wokół niej unoszą się w powietrzu miniaturowe kropelki pełne zarazków gruźlicy. Kontakt z nimi może być przyczyną zakażenia. Może – ale nie musi. Lekarze uspakajają, że zdrowy, dobrze odżywiony, wypoczęty organizm łatwo sobie z drobnoustrojami poradzi. Nie bez przyczyny przez lata gruźlicę kojarzono z biedą i niedożywieniem. To, że nie każdy kontakt z prątkami skutkuje chorobą, pokazują statystyki sanepidu. W ubiegłym roku w Bielsku-Białej odnotowano 23 przypadki tej choroby. A nadzorem epidemiologicznym objęto także 57 innych osób, które miały bezpośredni kontakt z chorymi (na przykład członkowie ich rodzin). Z tej grupy zachorowała na gruźlicę tylko jedna osoba. Najwięcej chorych odnotowano w Bielsku-Białej w roku 2009, bo aż 45. Od tego czasu tak wielu zachorowań w ciągu jednego roku już nie odnotowano, a odsetek ten w kolejnych latach utrzymywał się na poziomie od 16 do 28 przypadków.

Przerwana

tradycja

W Polsce – jak wynika z przepisów epidemiologicznych – osoby chore na gruźlicę w okresie prątkowania oraz z uzasadnionym podejrzeniem o prątkowanie podlegają hospitalizacji. Chorzy z Podbeskidzia jeszcze do niedawna – bo do końca ubiegłego roku – trafili na leczenie do szpitala w Bystrej koło Bielska-Białej – obecnie Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii. Placówka ta od lat specjalizowała się w leczeniu chorób płuc, a zwłaszcza gruźlicy. Tradycje te sięgają XIX wieku. W powszechniej opinii – zwłaszcza wśród osób starszych – szpital ten wciąż kojarzony jest z leczeniem tej właśnie choroby (do roku 2012 był to Specjalistyczny Zespół Chorób Płuc i Gruźlicy). Czemu więc teraz zaniechano hospitalizacji osób prątkujących? Jest to tym bardziej zagadkowe, że w strukturze organizacyjnej placówki nadal funkcjonuje oddział leczenia chorób płuc i gruźlicy!

Z wyjaśnień dyrektor CPiT Urszuli Kuc wynika jednak, że nie ma w tym nic zagadkowego. Po prostu szpital nie spełnia drakońskich wymogów sanitarnych, stawianym obecnie tego typu placówkom. I nie jest jedyny szpital, który ma z tym problemy. Z dostosowaniem się do ministerialnych wymogów ma bowiem kłopot wiele placówek medycznych. Miały one czas do końca ubiegłego roku (termin ten kilkakrotnie przesuwano), aby dostosować swoją infrastrukturę, w tym budynki, do norm wynikających z rozporządzenia ministra zdrowia z 2012 roku (mowa w nim również o warunkach pobytu pacjentów w szpitalu). Początkowo zakładano, że placówki które do tego czasu nie dostosują się do wymagań, ulegną likwidacji. Ostatecznie stanęło na tym, że decyzja co dalej z takim szpitalem czy przychodnią zależeć będzie od decyzji sanepidu. W przypadku szpitala w Bystrej sanepid uznał, że w istniejących tam warunkach chorzy na gruźlicę leczeni być nie mogą. – Nie byliśmy w stanie spełnić przedstawione nam zalecenia. Stąd też nasza decyzja, że od 1 stycznia tego roku pacjenci prątkujący, u których zdiagnozowano gruźlicę, nie będą w Bystrej hospitalizowani – mówi Urszula Kuc wyjaśniając, że chodziło o zapewnianie tak zwanych warunków kohortacji pacjentów, czyli ich odpowiednią izolację od otoczenia. Dlatego od tego roku chorzy trafiają na leczenia do placówek na Górnym Śląsku, w tym głównie do Szpitala Chorób Płuc w Orzeszu. Nie ma problemów, aby ich tam umieścić, a jedyną trudnością dla nich i ich rodzin jest odległość, jaka dzieli tę placówkę od Bielska-Białej, czy innych podbeskidzkich miejscowości.

Będzie lepiej?

To, że obecnie szpital w Bystrej ich nie przyjmuje – jak zapewnia Urszula Kuc – nie oznacza, iż już tak będzie zawsze. Placówka cały czas się bowiem modernizuje. Proces ten trwa od kilku lat i ma być kontynuowany. Gotowy jest już nawet projekt dalszych działań, wysoko oceniony przez marszałka województwa. Gdyby udało się go zrealizować, to placówka spełniałby wszystkie normy umożliwiające przyjmowanie i leczenie prątkujących pacjentów. Aby jednak przeprowadzić planowane prace potrzeba około 7 milionów złotych. Takimi pieniędzmi placówka nie dysponuje, lecz liczy na to, że uda się je pozyskać z zewnętrznych źródeł. Jest nawet duża szansa, że potrzebne fundusze uda się zgromadzić jeszcze w tym roku.

google_news